Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padającego deszczu, bzykanie i granie owadów budziły w nim dalekie echa utraconego szczęścia.
Birara przez całe życie ciężko pracował wraz z Bauli, a teraz z Amrą.
Aż nagle teraz błąka się po dżungli bez pracy!
Bo cóż dla niego znaczy nieść na karku małego kornaka i obcego, białego człowieka?!
Nie czuje prawie tego ciężaru...
Mógłby się więc cieszyć, zrywać świeże, zielone gałązki, chrupać spokojnie młode, soczyste bambusy i nic, ale to nic nie robić!
Jakież to byłoby szczęśliwe, błogie życie!
I raptem — te budzące się nagle wspomnienia...
Ta tęsknota za wolnością...
Czuł w sercu żal do kogoś, coś się burzyło w nim i żądało odwetu.
Birarę drażnili teraz ludzie.
Ciągle nadstawiał uszu i węszył.