Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szone hałasem powstającego miasta portowego, przeniosły się aż hen! na uskoki Himalajów, albo legły na tej ziemi, w proch się już rozsypały, wytępione nieznającą litości ręką Europejczyka?
Jedna tylko dżungla wiedziała prawdę, lecz i dżungla znikła prawie bez śladu...
Biały człowiek kazał bronzowym ludziom ująć w dłonie ostre siekiery i rąbać wiekowe, rozłożyste drzewa...
Legła pokotem dżungla, pełna uroku, błąkających się mgieł, jadowitych oparów i tajemnicy niezgłębionej...
Porzuciły ją zwierzęta, płazy i ptaki...
Tylko pająki, małe jaszczurki i nietoperze dochowały wierności rodzimej kniei i gnieździły się w szczelinach zmurszałych pni, stosach porąbanych gałęzi i w zwaliskach wyrwanych korzeni.
Tam i sam podnosiły swe korony