Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głuchy i ślepy, znużony śmiertelnie, słaby bezmiernie, niemal bezwładny.
Nie poruszył się nawet na odgłos otwieranej bramy i tupotu nóg biegnących ku niemu chłopaków.
Drgnął i potrząsnął głową dopiero wtedy, gdy ciepłe, delikatne dłonie dotknęły trąby jego, piersi i nóg, a radosne głosiki powtarzały jedno tylko słowo:.
— Birara! Birara!
Ciemna zasłona spadła mu z oczu i natychmiast obudziły się w nim zmysły.
Wszystkie one krzyknęły naraz:
— Amra! Amra!
Ileż to razy zwodziły go wymarzone zjawy, więc nie wierzył im teraz.
Przymknął oczy i ostrożnie, lecz głęboko wciągnął powietrze.
Węch targnął całem olbrzymiem ciałem, a każda kropla krwi powtórzyła:
— Amra! Amra!