Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do południa chodził chwiejnym krokiem, wzdychał i jęczał.
Fuzal codziennie meldował maharadży, że Birara, mimo, iż rany zabliźniły mu się na dobre, słabnie z dniem każdym i chudnie.
— Rób, co chcesz — mówił do niego władca — lecz musisz zachować go przy życiu do przybycia królewicza! Nie ustrzegliśmy jego ulubieńca!...
Naczelnik strzelców królewskich odwiedzał Birarę po kilka razy na dzień, a nawet w nocy zaglądał do jego chlewu, przynosząc mu garść pieprzu i kubeł wody.
Słoń przestał sypiać.
Leżał, co prawda, lecz ciągle poruszał uszami i nadsłuchiwał niecierpliwie.
Nie odwiedział już wąwozu i całemi dniami stał przed bramą, wpatrzony w plac, roztaczający się przed fasadą pałacu.
Wciągał powietrze i mruczał żałośnie.