Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i jakgdyby gniew podnosiły się z głębi jego serca.
Gdy otrąbiono powrót do pałacu, maharadża chciał zejść ze słonia i wsiąść na oczekującego go rumaka, lecz Birara ostrożnie schwycił władcę za nogę i przytrzymał.
W pomruku słonia Tasfin wyczuł taką gorącą prośbę i tyle trwogi, że zrozumiał wszystko — i to, że Birara ucieszył się ze spotkania z nim, i to, że boi się go stracić na nowo.
Uśmiechnął się i zawołał:
— Ruszajmy, Birara, — w drogę!
Słoń, wymachując ogonem i trąbą, zamruczał radośnie i podreptał na czele pochodu.
Zapomniał o wszystkiem na świecie. Nie czuł już bólu w bokach, ani dychawicy, duszącej go, ani też słabości w znękanem ciele.
W tej chwili zdawało mu się, że potrafiłby wydobyć i wyciągnąć z mułu najcięższy kloc mahoniu lub przeto-