Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmuszony więc był biec wprost przed siebie.
Słoń nie mógł przeniknąć zamiarów, goniących go ludzi.
Hindusi znali się na łowach w dżungli. Pędzili więc wspaniałą zdobycz, kierując ją na stanowisko swego władcy.
Birara ujrzał wkrótce, że po przez drzewa przegląda już błękit nieba.
Zbliżał się do skraju dżungli.
Zwolnił kroku i, podszedłszy do gęstych, wysokich zarośli palmowych, stanął.
Wyciągnął trąbę i węszył. Nie czuł już teraz bliskiego niebezpieczeństwa, jednak jakaś nagle budząca się w nim nieufność, zmuszała go do czujności.
Ostrożnie rozsuwając haszcze, postąpił kilka kroków naprzód i znowu stanął.
Przez twarde, ostre liście rafji wytknął sam koniec trąby i wciągał powietrze krótkiemi, urywanemi chwy-