Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ści, gdy przecinał góry dzikiego Assamu i żerował w jego dżungli.
Wybrał on najciemniejszą noc i skradł się do rzeki.
Zanurzywszy się w niej bez plusku, płynął długo, zanim wyszedł na brzeg.
Wnet zrozumiał, że ominął był miasto i obchodzi wioski, które nieraz odwiedział z Amrą i Nassurem.
Długo stał, węszył i rozmyślał.
Wreszcie zmiarkował, co należy czynić, i skierował się ku zachodowi.
Szedł przez całą noc, a przed świtem zaszył się w gąszcz i, starając się nie czynić hałasu, podjadł sobie i zdrzemnął się.
Czuł się teraz spokojniejszym, a nadzieja zaświtała mu znowu. Znajdzie te kochane istoty, posłyszy ich śmiech wesoły, ujrzy ich roziskrzone oczęta!
Następnej nocy szedł przez dżunglę.
Żeby dojść prędzej, wychodził nawet na drogę.
Unikał tylko spotkania z ludźmi. Mogli go przecież poznać i wyśledzić.