Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Musiał aż oczy dłonią przysłonić i przyglądać się długo i uważnie.
— Amra, czy nie? — jak błyskawice miotały się pytania w głowie dawnego wojaka.
Widział przed sobą jakgdyby obcego chłopca, który przypominał mu syna.
Amra chodził dawniej prawie nagi.
Wąska, czarna przepaska na biodrach zastępowała mu całe ubranie.
Siedzący zaś na słoniu chłopak, jak się wydało Warorze, miał na sobie wspaniałe ubranie — wąskie, długie z niebieskiego płótna spodenki, takąż koszulę, przepasaną czerwoną szarfą, a na głowie — jedwabną czapeczkę ze złotym galonikiem.
Pozatem syn Warory wyjeżdżał i powracał do domu bez bagaży.
Teraz z terlicy, nałożonej na grzbiet Birary, zwisało kilka wypchanych worków.
Warora nie wiedział, co myśleć,