Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczynki spojrzały na brata z odcieniem szacunku.
— Ja wiem... — szepnęła Hubli, spuszczając oczy tajemniczo.
— Skoro wiesz, to musisz mi powiedzieć — zawołał Amra.
Dziewczyna pochyliła głowę i nagle zapłakała.
— Dziadek zmarł... — szepnęła cichutko.
— No! — przerwał jej chłopak. — Przecież wiem... Przed trzema dniami przygniotły go w porcie belki i zmarł... Pochowaliśmy go wczoraj... Wiem o tem wszystkiem!
Mówiąc, zręcznie i szybko splatał mały, prostokątny koszyczek na owoce.
W powietrzu śmigały chyżo bronzowe, cienkie palce chłopaka i szeleściły twarde, złociste wióry bambusowe.
— Ojciec powiedział dziś zrana, że nie może pracować z Birarą... Tatuś stracił stopę na wojnie i ma nieruchomą nogę... — opowiadała Hubli. — Biali