Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowej chacie rodzicielskiej, słyszeć postukiwanie młoteczka snycerskiego, brzęk żelaznych kociołków, szorowanych przez siostry przy ognisku, tulić się do spracowanych rąk zawsze stroskanej matki...
— Poproszę cię o coś, wielki królewiczu... poproszę, gdy przyjdziesz jutro do wąwozu... — szepnął Amra.
— Przyjdę! — potrząsnął głową Nassur i, skinąwszy chłopakowi ręką, zniknął w mroku palm i kwitnących magnolij.