Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 03 - Krwawy generał.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obejrzeliśmy dużą stację telegrafu iskrowego, dobrze urządzoną przez Amerykanów dla rządu chińskiego. Przeczytaliśmy kilka przejętych telegramów pomiędzy Moskwą, Władywostokiem i Pekinem. Pokazano nam jakąś depeszę ze szczytu wieży Eiffel w Paryżu. Baron kazał natychmiast posłać kilka telegramów do sztabu, dla umieszczenia ich w wychodzącej od czasu do czasu jednodniówce, wydawanej w drukarni, należącej do konsulatu rosyjskiego.
Gdy skończyliśmy czytanie depesz i oglądanie stacji, baron zaprosił mnie do samochodu i, zapalając papierosa, zawołał z radosnym uśmiechem:
— Teraz... w przestworze!
Szofer ruszył pędem wiatru, i wkrótce utonęliśmy w mroku nocy, w przestrzeni bezgranicznych stepów, poprzecinanych niewysokiemi, pochyłemi wzgórzami.
Nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób nie rozbiliśmy się, nie ulegliśmy najokropniejszej katastrofie! Samochód skakał, jak piłka, po kamieniach i rowach, przebiegał przez małe potoki, z niepojętą zwinnością lawirował pośród nagromadzonych gdzie niegdzie odłamów skał. Szofer, tak umiejętnie kierujący olbrzymią maszyną, musiał chyba mieć oczy żbika.
W mroku nocy zauważyłem małe ogniki rudawe, które co chwila zapalały się lub gasły...