Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamyśliłem się nad życiem ludzkiem. Jasną była dla mnie w te chwile smutna prawda, przekleństwo kainowe, zmuszające ludzi wlec za sobą czarne pasmo męki.
Wszędzie, zawsze, gdzie tylko jest człowiek, czai się przy nim, jak cień nieodstępny, męka duszy jego... I nawet tu, w pustyni północnej Hałhi, spotkałem tę znaną nam w miastach rozpustnych, rozpasanych, udrękę namiętnej zazdrości, nienawiść w sercu, pałającem miłością, i, być może, dążący już w zmroku buntującej się duszy — niesprawiedliwy, krwawy wyrok...
Nazajutrz gospodarz zaprosił mnie by obejrzeć tabun, który pasł się w górach o kilka kilometrów za klasztorem.
W drodze był milczący, aż wreszcie podjechał do mnie i wybuchnął.
— Pan tak rozumie potrzeby ludzkie i ich dusze! — zawołał. — Ratuj pan nas! Ratuj, gdyż inaczej zginiemy!...
I opowiedział mi zwykłą historję, powiedziałbym banalną, gdyby nie to, że zdarzyła się ona w tak dziwnych i tajemniczych miejscach, jakiemi są potworne stepy mongol-