Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tych ludzi, rzuconych na bezbrzeżne stepy Środkowej Azji z ich męką, zwątpieniami i, być może, niewyraźnemi dążeniami?
Odpowiedź na te pytania przyszła bardzo prędko.
Po zwykłej wieczornej pogadance na parę dni przed opuszczeniem Mureń-Kure, udaliśmy się na spoczynek. Moi ludzi stali w oficynie na podwórzu, ja zaś z p. Władysławem mieszkałem obok pokoju gospodarzy.
Już się zacząłem rozbierać, gdy dobiegł mnie gorący szept Teternikowa. Chodząc po pokoju, zdławionym, urywanym głosem szeptał:
— Gdy patrzę na ciebie, Tatjano, taką uduchowioną, zasłuchaną, chcę na kolana paść przed tobą, stopy twe całować i modlić się do ciebie... takaś ty piękna, czysta i święta!
— Dymitr, nie potrzeba o tem mówić... — z męką w głosie odezwała się Tatjana.
— Nie mogę, nie mogę! — jął dalej szeptać mąż. — Cała krew we mnie burzy się, płonie dusza, a z dna mego serca podnosi się czarna chmura nienawiści! Rozumiesz — nienawiści? Jak mogłaś ty, czysta i święta, ty taka piękna i wszystko rozumiejąca, oddać swoje cudne