Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 02 - Przez kraj szatana.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.
DEMON ZAGASTAJU.

Nasza grupa na czterech wierzchowych i jednym ciężarowym wielbłądzie posuwała się dość szybko doliną rzeki Bojagoł, kierując się w stronę gór Tarbagatajskich.
Droga była kamienista i przysypana głębokim śniegiem. Wielbłądy szły ostrożnie, wietrząc ziemię, popędzane okrzykami „ok! ok!“ naszych Mongołów. Ze zboczy gór do samej prawie drogi spuszczały się nędzne gaje modrzewiowe. Minęliśmy fortecę „jamyń“ i chiński „dugun“ i zaczęliśmy się wspinać na górski grzbiet.
Droga stała się stroma i niebezpieczna, gdyż śnieg pokrył grubą warstwą wielkie kamienie, doły, rowy. Wielbłądy zaczęły trwożnie strzyc uszami i chrapać. Droga biegła chwilami od grzbietu góry wdół ku dolinie, niepostrzeżenie jednak wznosiliśmy się coraz wyżej i wyżej.