Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rali z głodu, a więc w niczem nie mogli być mi pomocni. Karabin jeszcze raz stał się moim opiekunem, dostarczając żywności i dla mnie, i dla moich gospodarzy.
Pewnego razu przyjechał jakiś technik. Ja już się nie ukrywałem, gdyż życie leśne nadało mi taki wygląd, że nikt poznać mię nie mógł. Łatwo mogłem uchodzić za zwykłego myśliwego sybirskiego, za jakiego się też podawałem. Jednakże nasz gość był człowiekiem badawczym i przenikliwym. Odrazu odgadł moje incognito, które zresztą niebardzo starałem się zachować, gdyż zrozumiałem, że nie jest bolszewikiem. Tak też było. Mieliśmy wspólnych znajomych i jednakowe poglądy na sprawy. Przytem pokazało się, że jest to Polak, agronom z zawodu. Mieszkał w jakiejś ustronnej wsi, kierując robotami górniczemi, unikał podróży do miasta, starając się, żeby o nim zapomniały władze.
Postanowiłem razem z nim uciekać z Rosji.
Dawno już ułożyłem plan ucieczki. Znając geografję Syberji, po której dużo podróżowałem, przyszedłem do wniosku, że mamy jedyną drogę ratunku — przez półzależny od Rosji