Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ży żółty „chatyk“, podarowany mi przez niego, stał się szczerszy i rozmowniejszy.
— To byli źli ludzie! — szeptał. — Strzeżcie się ich!
Lecz nie chciał powiedzieć imienia ich przewódcy, tłumacząc się przepisami lamaizmu, zabraniającego wymieniać imię ojca, nauczyciela i naczelnika.
Znacznie później dowiedziałem się, że w Tybecie, również jak w Chinach, istnieje społeczna instytucja bandytyzmu. I tu, i tam jakiś bandyta organizuje własny oddział zbrojny i staje się postrachem dla ludności danego okręgu. Wódz bandytów po pewnym czasie zjawia się do handlowych firm, do klasztorów, wsi i osad bogatych mieszkańców, żądając określonej płacy, i od tej chwili staje się obrońcą i opiekunem tych, którzy przystali na jego żądania.
Przypuszczam, że przeor klasztoru na Tassunie w wodzu spotkanego przez nas oddziału tybetańskich bandytów, czyli „mturdzy“ (po tybetańsku) i „chunchudzy“ (po chińsku), miał właśnie takiego obrońcę na wypadek napadów innych luźnych band zbójeckich, mających prawa obywatelstwa we wszystkich, oprócz