zwykle, a do których stawali, rozumie się samo przez się, tylko celujący uczniowie. W r. 1809 był na nich obecnym Adam ks. Czartoryski, a Euzebiusz Słowacki rozpoczął je pięknym wykładem O potrzebie doskonalenia języków i używania mowy ojczystej w wykładzie nauk[1]. Ostatniego dnia, zazwyczaj 28 czerwca, następowała — przy licznym zawsze współudziale publiczności miejscowej i przyjezdnej — uroczystość wręczania uczniom nagród, dyplomów, medalów, listów pochwalnych, uroczystość, której od śmierci założyciela gimnazyum nigdy nie rozpoczynano inaczej, tylko t. z. »obchodem za Czackiego« t. j. nabożeństwem żałobnem w kościele po-jezuickim, na intencyę zmarłego. Cała świątynia wówczas, umyślnie przyćmiona, z wspaniałym katafalkiem, wzniesionym pośrodku pod olbrzymią kopułą, z portretem Czackiego, ustawionym na katafalku w głowach trumny, w otoczeniu mnóstwa świec, kwiatów i wieńców, zapełniała się tysiącznym tłumem, a wszyscy zjawiali się w żałobie, począwszy od uczniów i profesorów, którzy mieli rękawy u mundurów przewiązane krepą, a skończywszy na licznej publiczności, która wiedziała dobrze, iż dnia tego należy przyjść do Kościoła ubranym czarno. Jeden z obchodów takich, pierwszy mianowicie, opisał Korzeniowski w Tadeuszu Bezimiennym[2].
Następnego dnia, po uroczystem zamknięciu roku szkolnego, zakończonego odśpiewaniem Te Deum w kościele licealnym, urządzał u siebie pan szef Drzewiecki wspaniały bal dla celujących uczniów, którzy otrzymali nagrody «w medalach lub w akcessytach do medalów», bal, na którym najpiękniejsze nieraz damy robiły im honory, a z którego zawsze miłe każdy wywoził wspomnienie na całe życie.
W święto Piotra i Pawła zaczynał się już Krzemieniec powoli opróżniać; młodzież, a z młodzieżą i wiele rodzin, opuszczały to «nauk siedlisko» udając się na wakacye, odpocząć po całorocznej pracy, obaczyć domowe kąty, odwiedzić przyjaciół i krewnych. I znowu, jak dziesięć miesięcy temu, na trakcie Jampolskim uwijało się mnóstwo bryczek, pojazdów, perekładnych, karet i żydowskich wózków, a w Dębowych karczmach panował ruch, wrzała rozmowa, rozlegały się śmiechy i żarty, próbowały nowe cybuchy i fajki; deklamowano sobie wier-