Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Mocni ludzie.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnego dnia w sieci Lisa uwikłała się jakaś bardzo duża ryba.
Widać było, jak kotłowała się i pieniła woda, którą smagała potężnym ogonem szamocąca się w niewodzie zdobycz. Snadź posiadała ogromną siłę, gdyż zaczęła holować za sobą oba czółna, ciągnąc je na najgłębsze miejsce łożyska rzeki.
— Zrzuć sznury z kamieniami, aby hamowały ruch łodzi! — krzyknął do Lisa młody Samojed. — Inaczej ryba wywlecze łodzie na wart i przewróci nas albo przerwie sieć!
Lis opuścił za burtę uwiązane do liny kamienie; wlokły się po dnie, zawadzały o lezące na nim pnie drzew i znacznie zwolniły bieg łodzi.
Kilka razy jeszcze ryba usiłowała powtórzyć manewr, lecz zmęczona w końcu pozostała bez ruchu.
Młody Rodionow zaczął szybko się rozbierać.
— Dlaczego to robisz? — spytał Lis.
— Wskoczę do wody i spróbuję ostrożnie podciągnąć matnię niewodu na mieliznę — odparł chłopak.
— Dobrze! — zgodził się Ganga. — Wtedy uspokoimy naszego jeńca.
Sieńka dał nura i długo nie pokazywał się na powierzchni.
Gdy wypłynął, otrząsając z głowy wodę, glinę i wodorosty, zawołał:
— Takiego jesiotra dawno nie schwytano na Obi! Wieloryb to — nie jesiotr! Zaplątał się skrzelami w okach niewodu i cały omotał się jego zwojami. Podciągnąłem matnię do łachy. Musimy wejść do wody i wydobyć sieć; chociaż inne ryby uciekną nam, ale za to będziemy mieli jesiotra.
Tu urwał, bo woda pod łodzią zakotłowała się znowu i plusnęła falą. Ogromna ryba potężnym wysiłkiem szarpnęła się i z rozmachem wpadła wraz z siecią na łachę, okrytą niegłęboką wodą.
Łowcy z podziwem przyglądali się ciężkiemu potworne-