Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oni złożyli się po upadku państwa rycerzy krzyżowych na utworzenie szczepu Druzów!
— Jednak wyznają naukę Proroka Mahomeda niech błogosławione będzie imię jego?... — rozległ się pytający głos młodego Araba.
— I tak, i nie! — odpowiedział sąsiad — Niby to są muzułmanami, lecz domieszali do Islamu wierzenia Maronitów-chrześcijan i gusła zabobony pogańskich fenicjan, Syryjczyków, chetytów... Mieszanina powikłana, a z niej to wypływa niepewność co do Druzów! Istnieje jeszcze jedna obawa...
— Jaka?
Starzec nagle coś sobie przypomniał, bo obejrzał się na leżącego w pobliżu Ibrahima.
Ten jednak, odrzuciwszy cybuch nargile, leżał nawznak z zamkniętemi oczami i zlekka pochrapywał.
— Śpi... — mruknął stary Arab. — Biały szeich poznał w nim Atrasza... Ty nie wiesz co to za ludzie — Atraszowie z Hauranu i Dżebel-Druz!
— Szeichowie tego górskiego szczepu, — wiem przecie... — odparł młody.
— Szeichowie! — uśmiechnął się stary. — Ale jacy szeichowie? Oni rządzą swemi ludźmi, niby samowładni królowie i nie uznają żadnych praw ludności. Ich wola stanowi prawo najwyższe poza Koranem! Rozumiesz, co z tego wyniknąć może? Emir Feisal, wychowany na Zachodzie, zamierza wprowadzić w kraju parlament, aby naród sam się rządził...
— No, a król, emir?
— Oni są tylko najwyższymi przedstawicielami narodu i kraju. Otóż nikt nie wie, czy ze-