Strona:Ferdynand Antoni Ossendowski - Huragan.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głosami, bystro badając twarz, strój, uzbrojenie nieznajomego.
— Salam-alejkum, sidi! Wielki Szeryf Mekki, latorośl krzewu Mahomedowego, świętobliwy Husein Ibn-Ali pozdrowienia przez nas posyła szlachetnemu Ibrahimowi ben Selim, ben Atrasz, wodzowi szczepów druzyjskich z gór Hauranu....
Rzekłszy to niemal chórem, pytająco patrzyli na nieznajomego.
Ten odrzucił płachtę, ukrywającą twarz aż do oczu, i pozostał w „keffieh“ — turbanie, obwiązanym trzema rzędami jedwabnego sznura.
Przy tym ruchu z pod poły burnusa wyjrzała bogata głownia jataganu i żółta skórzana pochwa dużego rewolweru.
Młodzieniec, niedbałym ruchem czyniąc salam, odparł spokojnie:
— Jam jest!... Ibrahim ben Atrasz z gór Hauranu. Przywiozłem dla świętobliwego Szeryfa pozdrowienie braterskie od Selima Atrasz, ojca mojego od Tewfika-beja Atrasz, brata mego, od Ali ben Abdallaha — brata mego, od...
Mówił długo, wyliczając całą rodzinę męską Atraszów z gór Hauranu, przy każdem imieniu czyniąc lekki pokłon i coraz wyżej podnosząc głowę, aż zakończył swoje przemówienie słowami:
— Czterdziestu dwóch mężów, nigdy stali i karabinów z rąk niewypuszczających, władców odważnych Druzów, poleciło mi pozdrowić świętobliwego Szeryfa Mekki i jego posłów szlachetnych. Bądźcie pozdrowieni, mumeni!