Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kuchnia i łaźnia, inna część zajęła posterunki na podwórzu, z jakie trzydziestu żołnierzy wkroczyło na korytarz...
Rozwozić będą do różnych więzień — szepnął stojący obok mnie Iwan Kalużnyj...
Inni, widząc te przygotowania wojenne, posępnie milczeli...
To rozwożenie do różnych więzień już raz się odbywało na Karze... Na pół dzikie żołdactwo i kozacy rzucali się na więźniów, garściami wydzierali im włosy, bili, kopali... Miałożby to się znowu powtórzyć?
Instynktownie coraz cieśniej stawaliśmy obok siebie, jak gdyby szukając w tej zwartości naszych szeregów ratunku i oparcia...
Tymczasem na korytarz wkroczyło kilkunastu żandarmów z obnażonemi szablami i ustawiło się w dwa szeregi...
Wszystkie siły zbrojne caratu, znajdujące się na Karze, zostały zmobilizowane, brakło tylko „naczalstwa“, by siły te skierować „na wroga“... Ale po chwili wrota więzienne się znowu rozwarły i do więzienia wszedł komendant Masiukow w towarzystwie dwóch oficerów i, zająwszy miejsce z tyłu ustawionych w szeregi żołnierzy i żandarmów, drżącym, często urywającym się głosem oznajmił:
— Otrzymałem od generał-gubernatora w zapieczętowanej kopercie rozporządzenie, które mam w obecności panów rozpieczętować i odczytać... — Pokazał, że pieczęcie są nienaruszone, rozerwał kopertę, wyjął ćwiartkę papieru i oddał ją do przeczytania jednemu z towarzyszących mu oficerów...