Strona:Feliks Kon - W katordze na karze.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głowę, ale tego samego dnia napisał o tym zapytaniu generał-gubernatora do Petersburga.
Nas pięciu Nikolin przywitał ze szczególną uprzejmością. Niegdyś był on na służbie, bodaj że jako agent wydziału śledczego, w Warszawie i rozmową o kraju rodzinnym zamierzał zaskarbić sobie nas... O „Kocie“ mieliśmy już wtedy dokładne pojęcie i sztywno, urzędownie odpowiadaliśmy na każde jego zapytanie.
Nie podobało mu się to. Skontrolował naszą tożsamość z dołączonemi do dokumentów fotografjami, zapytał niewiadomo po co, czy niema wśród nas rzemieślników i poleciwszy „starszemu“ żandarmowi odprowadzić nas do więzienia, wyszedł.
A tam, z tamtej strony ogrodzenia, towarzysze przez szczeliny pomiędzy palami przyglądali się nam, z niecierpliwością oczekując naszego przyjścia, wiadomości i nowin ze świata.
Formalności, związane z przyjmowaniem nas, skończyły się wreszcie i wrota więzienne szeroko się przed nami rozwarły, by za chwilę na długie lata znowu szczelnie się zamknąć za nami... Wprowadzono nas do więzienia kolejno, po jednemu...
Gdym wszedł na podwórze więzienne, odrazu otoczony zostałem przez tłum ludzi o wybladłych, iście więziennych, twarzach, wcale nie harmonizujących z tem aresztanckim ubraniem, jakie nosili...
— Witajcie, witajcie! — rozlegały się dokoła głosy... — Dajcie swój worek... Zaniesiemy... To Kon — informowali jedni drugich... Będziecie siedzieli w „Jakutce“.
Jak oszołomiony odpowiadałem na wszystkie przywitania i pytania, niemal że mechanicznie idąc za