Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Taki sam żandarm na stacji, taki sam dworzec, ci sami ludzie... Dzwonek i ruszamy dalej. Dawniej stąd do Tiumienia wieziono wygnańców końmi. Była to najprzyjemniejsza i najbardziej poetyczna część podróży. Jazda co koń wyskoczy kilkunastu „trójek“ upajająco działała szczególniej na młodszych. Ludność, zdjęta litością dla tej młodzieży odrywanej od ognisk domowych i wysyłanej Bóg wie dokąd, życzliwie witała wygnańców, gościnnie podejmowała ich na stacjach i nieraz obficie zaopatrywała na dalszą drogę w różne mięsiwa.
Myśmy byli pierwszą partją, która tę drogę odbywała koleją.
Po wyjeździe z Ekaterynburga myśli wszystkich skupiły się na Tiumieniu. W tym mieście powiatowym znajdował się tak zwany „prikaz o ssylnych“ — zarząd do spraw wygnańców. Tu odbywała się kontrola, tu część partji, administracyjnie zsyłana do Syberji Zachodniej, miała się dowiedzieć o swym miejscu wygnania, tu wreszcie wielu zostawało, by na miejsce przeznaczenia inną podążyć drogą. Tu miało zatym nastąpić pierwsze rozstanie. Niezależnie od tego Tiumień, jak i wszelkie inne miejsce etapowe, miało swoją tradycję, o której partja zawczasu się dowiaduje. Są etapy, na których władze są bardzo przychylnie względem wygnańców politycznych usposobione, niektórzy oficerowie w wielkiej czystości utrzymywali