Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ IV.
KOLEJĄ I BERLINKĄ DO TOMSKA.

Śpiewano niedługo, powiedziałbym, że spełniono tylko pewien obrządek, a może wobec krewnych, wobec świata chciano pokazać, że wolnego ducha nie można skuć... Wkrótce śpiew zamarł, w gęsto zaludnionym wagonie zapanowała smutna cisza... Dopiero teraz, zdala od oczu krewnych i ciekawych, ludzie mogli dać wodze uczuciom, pożegnać w duszy najbliższych bez robionego uśmiechu, bez sztucznego junactwa... Twarze spoważniały. Niejeden widział utkwione weń smutne oczy matki, żony, narzeczonej, pożegnanej na długo, może na zawsze... Myśmy już przeżyli ten stan w chwili wyjazdu z Warszawy, teraz nadeszła kolej na rosyjskich towarzyszy...
— „Hejże wy chłopcy, sławni mołodcy, czem wy smutni nie weseli“ — przerwał tę ciszę pieśnią Makarenko, jeden z ostatnich Mohikanów kierunku ludowego, młody zecer z Charkowa, inteligientny,