Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czas upływał dosyć prędko. Dni stawały się coraz dłuższemi. Minęła i Wielkanoc rosyjska z powszechnym, równym, jawnym i bezpośrednim całowaniem się wzajemnym wszystkich bez różnicy płci, wieku i położenia. Śnieg w naszym podwóreczku coraz bardziej topniał i znikał. Na murach więziennych prócz gołębi, stałych mieszkańców więziennych, zjawiać się zaczęły ptaki przelotne. Wiosna, ta upoetyzowana wiosna, zajrzała pod sklepienia więzienia... i ożył świat zakratowy i szykować się zaczął do podróży na daleką północ. Nikt nie wiedział i nie mógł wiedzieć, kiedy wyruszymy w drogę, wszystko zależało od... lodu na Wołdze i Kamie, od rozpoczęcia żeglugi.
Byliśmy skazani do ciężkich robót... Termin tych robót liczono nam od chwili zatwierdzenia wyroku. Logicznie wskazanym było, byśmy ociągali się z wyjazdem, byśmy jak najpóźniej na miejsce przybyli... A jednak ani na chwilę myśl ta w głowie naszej nie powstała. Przeciwnie. Nęciła nas ku sobie ta daleka północ, spieszyliśmy wychylić do dna przygotowaną dla nas czarę.
Kilka dni przed wyjazdem władze uprzedziły nas, byśmy się przygotowali do drogi...

„Dwie pary portianok
I para kotow,
Kandały odiety
I w Sybir gotow“.

(Dwie pary onuczek
I para więziennych pantofli,
Kajdany na nogach
I gotów do Syberji).