Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

naja) — siedzieli tam administracyjni. Była to Sicz Zaporożska, z którą władze rady dać sobie zupełnie nie mogły. Ludzie robili co im się żywnie podobało, nie wyłączając ekskursji do innych wież. Kiedyś żartem zaprosiliśmy ich listownie na herbatę... W kilka dni potym do wrót wieży policyjnej, w której nas ulokowano, głośno zadzwoniono. Strażnik, myśląc, że to ktoś z władzy, spiesznie otworzył bramę... Zanim zrozumiał, co się święci, odtrącono go i trzej towarzysze: Truszkowski, Hofman i Baranow wpadli po schodach do naszej wieży, domagając się obiecanej herbaty. Przestraszony strażnik uniżoną prośbą skłonił ich do powrotu...
Czwartą wieżę zajmowali znajdujący się pod śledztwem.
Nasza wieża była podzielona na niewielkie cele, przeznaczone dla jednego. Na dzień nie zamykano nas jednak i cały dzień spędzaliśmy razem. Życie pędziliśmy dosyć monotonnie, o ile jakieś nadzwyczajne wypadki nie zakłócały normalnego stanu.
Kilka z takich „nadzwyczajnych“ wypadków utkwiło w mej pamięci.
Pierwszy — to wprowadzenie do naszej wieży Stanisława Michalewicza — jednego z członków „Rady sekretnej“ w Petersburgu, serdecznego druha Płoskiego i Rechniewskiego. Młody, energiczny, pełen życia i wiary, pomagał nam budować jak