Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

darmi zeskoczyli z koni i wprowadzono nas do więzienia. Dopóki zawiadowca X pawilonu był obecnym, naczelnik więzienia śledczego załatwiał formalności, związane z przyjęciem więźniów, do nas się niemal nie zwracając, ale gdy Fursa, po otrzymaniu pokwitowania z odbioru nas, opuścił Pawiak, naczelnik (nazwiska nie pamiętam) uprzejmie nas przywitał, prosił, byśmy o wszystko czego nam będzie potrzeba bezpośrednio do niego się zwracali, zapewniając, że wszystko zrobi, co tylko będzie w jego mocy. Z pierwszego słowa, z tonu, w jakim ono było powiedziane, odczuliśmy, że mamy do czynienia z dobrym i uczciwym człowiekiem i to pierwsze wrażenie nas nie zawiodło. Od tego staruszka nie doznaliśmy żadnej goryczy. Przeciwnie. Prawdopodobnie w pamięci każdego z nas tkwi dotąd obraz, gdy ten staruszek, w chwili naszego wyjazdu z Pawiaka, żegnał nas krzyżem i słowami: „niech was Bóg prowadzi, niech Bóg ma was w swojej opiece!“
Po chwili wprowadzono nas do więzienia przez długi korytarz, ponury i ciemny, „jak Lucypera podziemny pałac“ do niewielkich cel, o małych, okratowanych okienkach niemal że pod samym sufitem. Janowicza ulokowano w jednej celi ze mną, Waryńskiego z Dulębą.
Zmiana miejsca pobytu dodatnio wpłynęła na