Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Do widzenia! Do widzenia!
„Do widzenia!“ Było ich kilkudziesięciu... Większości już nigdy w życiu nie spotkaliśmy, a najwybitniejsi z nich — Marja Bohuszewicz, Rozalja Felzenhardt, Konstanty Strzemiński — zginęli na sybirskich etapach.
— Prędzej, prędzej! — nie dawał nam spokoju dyżurny żandarm.
Spakowaliśmy rzeczy i poszliśmy do kancelarji. Przez odchylone drzwi z ciemnego pokoju sąsiedniego spoglądał na nas pułkownik żandarmski Biełanowskij — człowiek o sercu szakalim, który nie mógł usiedzieć w domu, gdy można było napawać się ludzką krwią, ludzkim cierpieniem.
Zdenerwowani, trochę podnieceni, nie zwracaliśmy nań uwagi i po chwili z tłumoczkami w ręku udaliśmy się za żandarmem po schodach do oczekujących na nas w podwórzu więziennym karetek, eskortowanych przez konnych żandarmów. Zaledwieśmy usiedli, karetki ruszyły, za niemi kawalkada żandarmów. Wieziono nas literalnie, „co koń wyskoczy“. Przez małe okratowane i odrutowane okienka karetki spoglądaliśmy na ulice Warszawy. Przypadkowi przechodnie stawali zdumieni niezwykłym widokiem, nie wiele jednak mogli ujrzeć, gdyż po chwili już byliśmy daleko...
Po dziesięciu minutach wrota Pawiaka gościnnie się przed nami rozwarły; karetka stanęła, żan-