Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jeden szczególnie etap wrył mi się w pamięć... Z wierzchu nad Bajkałem groźna zawisła skała, na samym niemal brzegu — budynek etapowy... Pomiędzy skałą a morzem — 100 zaledwie kroków, i skała wisi nad budynkiem, w którym kilkuset okutych w kajdany więźniów szuka odpoczynku. Groza przejmuje na ten widok... Chwilami się zdaje, że runie skała i wszystkich: i nas i pilnujących nas żołnierzy strąci w przepaść morską... A w takich warunkach wygnańcy za powstanie spędzili lata całe... Czyż można się wobec tego dziwić, że uznali za „milszą śmierć niż niewolę“, że rzucili się z bronią w ręku na żołnierzy i władzę, rozbroili ich, uwięzili i udali się na południe, by przez Chiny przedostać się do Francji, do „tych braci z nad Sekwany“, z któremi razem jeszcze marzyli „pójść w tany z wrogiem“, a którzy wiele lat potym rzeczywiście przyszli do kraju carów, przyszli, nie by ująć się za krzywdy Polski, a na pokłon, by wyjęczyć u Rosji zgodę na sojusz...
Nie udała się ta ucieczka. Jednych schwytali burjaci, drudzy, mrąc z głodu, zdecydowali się sami oddać się w ręce władzy, wielu zginęło w tajdze, lub na stryczku... Po tej ziemi przesiąkniętej krwią tych bohaterów kroczyliśmy w ciągu tygodnia, coraz dalej posuwając się na wschód. Zniknęły góry, zniknęła ludność rosyjska, wkroczyliśmy w olbrzymie stepy upstrzone to tu, to ówdzie au-