Strona:Feliks Kon - Etapem na katorgę.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łami burjatów... Słysząc dźwięki kajdan, wychodzili ci aborigeni ze swych jurt wojłokowych, rzędem siadali po mongolsku w kuczki i przyglądali się nam z ciekawością i trwogą. Byli wstrętnie brudni; tłuste, niemal że okrągłe twarze mongolskie ze spłaszczonemi nosami i małemi, wązkiemi jak szczeliny skośnemi oczkami, wywoływały odrazę, tchnęły jakimś bydlęcym zadowoleniem już z samego faktu istnienia... Kobiety, jak u wszystkich mongolskich narodów, były upośledzone. Żadna nie śmiała usiąść tuż w jednym rzędzie z mężczyznami, którzy i pomiędzy sobą zachowywali stosunek wynikający z położenia, jakie wśród spółrodaków zajmowali: kler i urzędnicy siadali z początku, potym już plebs. Kler w żółtej lub czerwonej szacie różnił się od innych śmiertelników tym, że golił włosy na głowie, podczas gdy inni nosili długie warkocze — tym dłuższe, im bogatszym lub „szlachetniejszym“ był właściciel warkocza, bo długość tę w znacznym stopniu warunkował jedwab czarny chiński wplatany we włosy...
Nie rozmawialiśmy niemal nawet z niemi. Oni na nas spoglądali jak na zamorskich djabłów, my na nich jako na pół-ludzi... Nie znaliśmy ich jeszcze wówczas, nie wiedzieliśmy, że stanowią niemal jedyny z sybirskich ludów, borykający się z powodzeniem z zalewem rusyfikacji i już choćby z tego względu zasługujący na uwagę... Widzieli-