Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grubszych warstwach... słowem w nieładzie bezrozumnym, nikomu na nic nie przydatne, niezdolne już nawet odczuwać przeraźliwej jasności, na jaką je wyniesiono, nie zdolne widzieć, że CZERWONA LAMPA błysnęła niedługo po śmierci Marzycielki poraz ostatni i zgasła na wieki.
Czyż Bóstwo oprzytomniało wobec grozy zagłady istoty wybranej, i skonało z żalu za tą, której tęsknota długa, bolesna i wytrwała sprawiła tyle dobrego?
Zginęła Marzycielka, zginął jej świat i cel jego. I nie wiedziała, że na zeżartym Szaleńswem świecie stała się rzecz nowa. Powstał obraz istoty wyższej, a cel PŁYTY spełnił się dla niej.
Powstał portret CZŁOWIEKA.
Istoty, której świat drobin bromku srebra nigdy nie widział i nie mógł widzieć.
Portret CZŁOWIEKA.
A jakież długie szeregi aniołów postępują drogą, wiodącą z nizin pojęć człowieczych, do tronu BOGA.