Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pod niej wyzierał mały, krzywy, kosmaty rożek dyabelski.
Ogon biesi dla większej wygody okręcony był około bioder i zastępywał sznur, jakim się opasują zazwyczaj tragarze.
Postał chwilę, zapiął na piersiach rozwartą niebieską bluzę, a znalazłszy oczyma stojącego u okna w osłupieniu człowieka, zdjął uprzejmie czapkę z głowy, skłonił się i zawołał: — Całuję tyż pokornie rączki pana dobrodzieja. Zmarudziło się. Ale nimem się ta na policyi o adrys dopytał... Straśna ciżba...