Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/35

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    „Nie jestem mu widać niczem, kiedy wiedząc, jak jestem smutna, jak samotna...“
    Albo w najlepszym razie, nie rozumie wcale.
    I słusznie, bo skądżeby...
    Rzucił pióro i podszedł do okna.
    Powiódł okiem z wysoka po świecie w krąg i pomyślał:
    Wszystko to jest królestwo moje.
    Uczuł się władnym mocarzem, który, by orzeł, siedzi na wysokiej turni, w zamczysku i mruży oczy, bo wie, że oto dziś nikt nie ruszy jego włości.
    Nadchodziły zwolna różne myśli, ale jednej nadewszystko rad był.

    To jest Wolność!

    Tak mu się przedstawiła wolność, a dusza radosna uciekła z ciała, siadła by ptak na kwitnącej czeremsze i dziwiła się osłupiałemu: „Cóż to za gamoń tam stoi w oknie z otwartą gębą“.

    Nieprawdopodobnie dobrze!

    I dlatego... dlatego ani listu, ani...
    W odległej, ledwo co wyznaczonej ulicy przechodnie nie bywali częstem zjawiskiem; to też stojąc w oknie zauważył zaraz człowieka, wlokącego się kędyś widocznie bez celu. Modny płaszcz wisiał luźno na wyschłem jego ciele,