Przejdź do zawartości

Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dyrektorowi los nastręczył wygodne względnie schronisko. Wpadł on biedak, nie myśląc co czyni, do szafy z paramentami kościelnymi, w kaplicy oddziału C., gdzie znalazły się też dwie flaszki mszalnego wina.
Dzięki temu nie umarł z głodu i strachu i doczekał się ukojenia umysłów.
Nastąpiło ono po odejściu przywódcy buntowników na czele garstki pielgrzymów, którzy pod wodzą „Wyznawcy“, utworzywszy legion „rycerzy czystego serca“, poszli ku szczytowi.
Wylazł dnia onego dyrektor i zasiadł sądzić winnych, przyjmować potem do łask napowrót... a jednocześnie sam był sądzony przez radę nadzorczą ...besztany ...skazywany ...no i wreszcie napowrót do łask przyjęty... gdy kilka wpływowych dzienników zamieściło wyjaśnienie tej treści, iż wszyscy nabrali przekonania, że rewolucya pałacowa była dziełem waryata, albo „przewrotowca“.
Powiększono tylko liczbę tańszych pokojów, dobudowano dwa nowe pawilony R. i S., aby zadosyć uczynić „duchowi czasu“, który się pono tego gwałtownie domagał. Bardzo słusznie. Z przeciwności, człowiek rozsądny powinien wyciągać naukę.

Dzień był szary, mglisty, gęste chmury zległy