Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! Mylisz się pan. Lubię ludzi śmiałych... bardzo lubię.
— Cieszy mnie to. Ale czy pozatem nie masz pan do mnie jakiegoś konkretnego interesu? Wydaje mi się...
— Tak jest w istocie. Przedewszystkiem jednak pytam... czy pan, który wiesz mnóstwo rzeczy, nie domyśliłeś się dotąd, kim ja jestem właściwie?
— Nie pomyślałem o tem... choć prawda... podejrzywałem zawsze, że pan jakoś tylko luźnie związany jest ze Starym Domem.
— O... bardzo luźnie... bardzo...
— Pełni pan jednakże określone funkcye, jest pan na etacie, posiada pan ordery i mundur z herbami Starego Domu.
— Streszczę się. Posłuchaj pan. W Starym Domu mieszkają nie sami jeno ludzie...
— Co?
— Mieszkają zarówno niższe od ludzi organizmy, jak zwierzęta, a jednocześnie i wyższe. Człowiek jest formą przejściową, a Stary Dom terenem tej ciągle trwającej przemiany. Od bakteryi do istoty nadludzkiej, do anioła, czy szatana niema luki we wielkim łańcuchu rozwojowym. Bez jednego, choćby najmniejszego ogniwa, sam byt byłby niepodobieństwem. Wy, lu-