Przejdź do zawartości

Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotąd, zazdrościłem ci przywiązania tego dziecka. Ostatnie wypadki zmieniły te niechętne uczucia. Patrząc na to nędzne stworzenie, które ma być żoną Bewisa, doznaję wielkiej ulgi i pociechy na myśl, że mam inną synową. Byłem szaleńcem starym i niegodnie się obszedłem z tobą. Jest jednak nić, która nas zbliża wzajemnie do siebie: pani kochasz Cedryka, a Cedryk wszystkiem jest dla mnie. Przychodzę do matki Cedryka, przychodzę z prośbą, aby przez wzgląd na niego mi przebaczyła i litość miała nademną.
Mówił to wszystko śpiesznie, jakby ciężar chciał zrzucić z serca, głos jego nie miał w sobie tkliwości, lecz brzmiała w nim taka boleść głęboka, że młoda kobieta szczerze była wzruszona. Przysunęła fotel i dotykając lekko ramienia starca:
— Usiądź, mylordzie — rzekła łagodnie i z wyrazem współczucia — usiądź i wypocznij. Wszystkie te wypadki zanadto cię wzburzyły i zdrowie na tem ucierpieć może.
Gdy usiadł, ona przyniosła poduszkę i pochylając się wdzięcznym ruchem, podsunęła mu ją pod nogi. Ta troskliwość rąk kobiecych była także nowością dla niego. Ale przeciwności stały się najlepszą szkołą dla dumnego starca. Gdyby nie był tak przygnębiony, tak nieszczęśliwy, możeby trwał dłużej w nienawiści dla