Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uradowany, śpiesznie rozciął nożem kopertę listu, rozłożył go i czytał głośno, co następuje:
„Kochany panie! Śpieszę napisać do pana, bo porobiły się tu różne rzeczy, które i pana zapewne bardzo zadziwią. To była omyłka, ja nie jestem lordem i nigdy hrabią nie będę. Znalazła się jedna pani, żona mego stryja Bewisa, tego, co już nieżyje, a ta pani ma synka i to on powinien się nazywać lord Fautleroy, bo w Anglii taki zwyczaj, że syn starszego brata hrabią zostaje po śmierci ojca i dziadunia. Mój dziadunio, który jest także dziaduniem tego chłopczyka, nie umarł jeszcze, więc on jest zawsze hrabią, ale umarł stryj mój Bewis, a chłopczyk jego został spadkobiercą. Ja zaś już teraz nie mogę być spadkobiercą, ponieważ tatuś był najmłodszym synem i będę się nazywał znowu po prostu Cedryk Errol, tak samo, jak w Nowym-Yorku.
„Myślałem zrazu, że trzeba będzie oddać temu chłopczykowi wszystkie zabawki, i kucyka, i wózeczek, ale dziadunio powiedział, że niepotrzeba i że to wszystko moja własność. Dziadunio bardzo się tem zmartwił i coś mi się zdaje, że nielubi tej pani, matki małego chłopczyka. Wolałby dziadunio, ażebym to ja był hrabią. I mnie także żal trochę tego hrabiowstwa; dawniej nie miałem do niego żadnej ochoty, ale przekonałem się, że można być hrabią i dobrym