Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brzymich skarbach, czyniąc go powiernikiem i wspólnikiem swego przedsięwzięcia. Tyle przynajmniej Sara zdołała wyrozumować z listu swojego ojca. Gdyby szło o jakieś inne przedsiębiorstwo, choćby najbardziej zyskowne, napewno i ona sama i jej towarzyszki nie zainteresowałyby się zbytnio tą wiadomością; atoli wyrażenie „kopalnie diamentów“ do tego stopnia przypominało opowiadania z „Tysiąca i jednej nocy“, że nikt nie mógł dlań pozostać obojętnym. Sara była niem wprost oczarowana. Poczęła rozsnuwać przed Lottie i Ermengardą obrazy krętych korytarzy w głębi ziemi, gdzie błyszczące kamienie zdobiły zarówno ściany, jak i strop i podłogę, skąd wyrąbywali je czarni, dzicy ludzie ciężkiemi żelaznemi kilofami. Ermengarda była zachwycona tą opowieścią, a Lottie co wieczora nalegała, żeby powtarzać jej wszystko od początku do końca. Jedynie Lawinja wzruszała ramionami i zwierzała się Jessie, że nie wierzy w istnienie kopalni diamentów.
— Moja mamusia ma pierścionek z diamentem, który kosztuje czterdzieści funtów, choć wcale nie jest wielki. Gdyby istniały kopalnie, pełne diamentów, wszyscy ludzie staliby się bogaci aż do zbytku.
— Może Sara stanie się bogatą aż do zbytku — zaśmiała się Jessie.