Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miał z tej rozmowy, którą usłyszał; lecz gdyby ją nawet zrozumiał, napewno byłby tem wszystkiem doszczętnie zbity z tropu.
Sekretarz, który był młody i zwinny, wśliznął się przez okno równie cicho, jak Ram Dass, i zdołał jeszcze dostrzec znikający koniuszek ogona Melchizedecha.
— Czy to szczur? — szeptem zapytał Ram Dassa.
— Tak jest, szczur, sahibie — podobnym szeptem odpowiedział Ram Dass. — Jest tu ich dużo pod tą ścianą.
— O fe! — zawołał sekretarz; — to dziwne, że to dziecko ich się nie boi!
Ram Dass rozłożył ręce i twarz swą okrasił pełnym uszanowania uśmiechem. Uważał się tutaj jakby za powiernika i pełnomocnika Sary, chociaż raz tylko w życiu z nią rozmawiał.
— Ta dziewczyna wszystko wokoło darzy swą przyjaźnią, sahibie — odpowiedział. — Ona nie jest taka jak inne dzieci. Ja nieraz ją widuję, gdy ona mnie nie widzi. Przełażę przez dach i zaglądam wieczorami do niej, by zobaczyć, czy jej co złego się nie stało. Kiedyindziej znowu przyglądam się jej z mojego okna, gdy ona nie wie, że jestem blisko. Ona tu nieraz staje na tym stole i wpatruje się w niebo, jak gdyby z niem rozmawiała. Wróble przychodzą do jej ręki na każde zawołanie. Tego szczura to ona oswoiła i wykarmi-