Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyraz twarzy swoich sędziów, usiłując odgadnąć, jak i z której strony padnie pierwszy cios. To poniżające osamotnienie osądzonego zbrodniarza, to naprawdę rzecz godna litości.
„Tak było i teraz. Oszołomiony morderca nie wiedział, co ma począć i wyrwało mu się kilka słów mocno kompromitujących: „krew” „zasłużyłem na to” i t. p. Ale wnet zoryentował się a nie wiedząc, co mówić, postanowił tylko zaprzeczać.
„Zaprzeczenie — to pierwszy obronny szaniec, za który chroni się każdy przestępca. Za takim szańcem zyskuje się na czasie i można tymczasem obmyśleć nową barykadę.
„Śmierci ojca nie jestem winien, chiałem zabić, ale nie zabiłem.
„Widzicie panowie, takie już nam robi ustępstwo, że przyznaje, jakoby chciał zabić.
„Ale wówczas sąd stawia mu niewinne pytania. Więc to może Smerdiakow? Pan zaprzecza i to gwałtownie, dowodząc, że Smerdiakow nie byłby nigdy w stanie dopuścić się takiego czynu. To już zakrawa na szczerość, nieprawdaż, panowie? A jednak nie wierzcie mu, to tylko fortel wojenny, zaprzecza w pierwszej chwili, ale na to tylko, aby za parę godzin, a choćby za parę dni, wysunąć znów tego dawnego Smerdiakowa. Śledztwo przystępuje do osobistych oględzin, co gniewa niesłychanie oskarżonego. Ale wynik oględzin jest dla niego korzystny, bo nie znajdują przy nim poszukiwanej kwoty. Wtedy wpada na pomysł owej legendy o ukryciu połowy trzech tysięcy, i przechowaniu ich na piersiach w woreczku (wo-