Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ironię losu, posłużyć mają starcowi do przekupienia jego ukochanej. Trudno się prawie dziwić, że fakt ten wyprowadza go z równowagi.
„Przyznaję — mówił dalej prokurator — że oskarżony długo próbował uniknąć ostateczności i starał się dostać owe trzy tysiące z innego źródła. Zwrócił się np. do czcigodnej, powszechnie tu poważanej pani Chachłakow, która udzieliła mu najrozsądniejszej w świecie rady, aby porzucił cały ten bezrząd i udał się na Sybir do kopalni złota. Wiemy, jak rozdraźniony szaleniec przyjął tę zbawienną wskazówkę i jak prosto ztamtąd pobiegł do mieszkania Agrafii Aleksandrównej, gdzie zastraszona służąca zataiła przed nim prawdę. Gdyby mu była powiedziała otwarcie, że pani jej pojechała do pierwszego swego kochanka, prawdopodobnie nie byłoby morderstwa — wobec jednak podejrzenia, że pani ta znajduje się u jego ojca, nieszczęsny chwyta pierwszy lepszy przedmiot, jaki mu pod rękę wpadł (w tym wypadku był to mosiężny tłuczek) i leci mścić się.” — Tu prokurator zaczął długo i uczenie dowodzić, że tłuczek mógł być morderczem narzędziem i że był nim w istocie, czego już śledztwo dowiodło. „Tak więc, panowie, widzimy go w ojcowskim ogrodzie pod oknem. Noc i cisza, obaj słudzy chorzy — zatem wolne pole działania.
„Dokoła noc, cisza, brak zupełny świadków, a w sercu szalejąca burza zazdrości i szarpiących podejrzeń. Nie podejrzeń już nawet, a faktów, bo oskarżony przekonany był wówczas, że kochanka jego znajduje się tam, w tym oświeconym pokoju, za parawanem.