Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąć się cywilizacyą i zachwycać poezyą, robiąc jednocześnie awantury w restauracyach i szynkach.
Umiemy zachwycać się ideałami i ideami byleby dążenie do nich nic nas nie kosztowało, byleśmy niczem nie musieli za nie płacić.
My strasznie nie lubimy płacić, ale za to brać lubimy wszystko i wszystkim. Nie jesteśmy chciwi, ani skąpi, dajcie nam złota, i to wiele, wiele złota, a obaczycie z jaką wielkoduszną pogardą potrafimy je rozrzucić i wydać przez jedną noc rozpasanej hulanki.
Ale sprobójcie nie dać, a obaczycie, jakich sposobów chwycimy się dla zdobycia tego złota.
Tu prokurator opisał treściwie dzieciństwo i młodość Dymitra, nie szczędząc wyrazów sympatyi i współczucia dla osierocenia i zaniedbania, wśród jakich upłynęły pierwsze jego lata. Potem zastanowił się nad sprzecznością, zachodzącą pomiędzy dwoma zeznaniami Katarzyny Iwanównej.
— W zwykłych warunkach, usłyszawszy o jednej i tej samej rzeczy dwa sprzeczne twierdzenia, chwytamy się drogi pośredniej. Tu postąpić musimy inaczej. Wierzcie mi, panowie, że w obu wypadkach, charakterystyka podsądnego była zupełnie dokładna. Zdolny on był jednocześnie do najwyższej szlachetności i najmarniejszej podłości. A dlaczego? Szeroka nasza rosyjska natura potrafi przecie objąć wszystko, zjednoczyć w sobie najodleglejsze otchłanie i bezmiar nadgwiezdny i bezdenną głębię upadku, stać nas przecie na to, szeroką mamy naturę, jak ta ziemia, na której żyjemy, jak matuszka nasza, Rosya. A teraz zasta-