Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie kupował. Podniosłem tedy palec do góry i mówię mu. Słuchaj chłopcze. Gott der Vater, Gott der Sohn, Gott der heilige Geist, a on wszystko za mną powtarza. Dałem mu orzechy i poszedłem. We trzy dni potem przechodzę koło ich domu, a chłopak, skoro mnie tylko zobaczył, woła wnet „Gott der Vater”, „Gott der Sohn” tylko Gott der heilige Geist nie spamiętał. Tak mi się go znowu żal zrobiło. Wywieźli go potem ztąd i całe 23 lata wcale go nie widziałem. Aż tu pewnego ranka siedzę w swoim gabinecie, i wchodzi do mnie młody człowiek, którego w żaden sposób poznać nie mogę, wtedy on podnosi palec i mówi: „Gott der Vater, Gott der Sohn” i t. d., a potem znów: Przyszedłem podziękować panu za funt orzechów, które mi pan kupił wtedy, kiedy mi nikt nic nie kupował. Wtedy dopiero poznałem, że to on i uściskałem go i błogosławiłem, a łzy miałem w oczach, on także, mimo, że się śmiał, bo ruski człowiek śmieje się często tam, gdzie płakać trzeba. A teraz!
— I teraz łzy mam w oczach i teraz, — wołał ze swego miejsca Mitia. — Boży z ciebie człowiek, doktorze.
W każdym razie, opowiadanie to wywarło wrażenie sympatyczne, wogóle od chwili, w której zaczęto przesłuchiwać świadków, powołanych przez obrońcę, szczęście zdawało się przechylać na stronę obwinionego. Najmocniejszym efektem było ukazanie się Katarzyny Iwanównej, ale przedtem jeszcze przesłuchano Aloszę. Nie żądano od niego przysięgi i zarówno prokurator, jak i obrońca zachowywali się względem niego niesłychanie łago-