Przejdź do zawartości

Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Grigor milczał. Teraz dopiero zaczynał rozumieć. Wśród publiczności dał się znów słyszeć coraz to głośniejszy śmiech.
Przewodniczący gniewał się i przywoływał do porządku.
— A czy pamiętacie, — badał dalej Fediukowicz, oplątując coraz bardziej swoją ofiarę — czy w chwili, gdyście obaczyli owe drzwi otwarte, nie chciało się wam bardzo spać?
— Stałem na nogach — odparł Grigor.
— To jeszcze niedowiedzione, czy i stojąc na nogach, nie mieliście chętki do snu. Czy bylibyście, naprzykład, w stanie odpowiedzieć, gdyby was kto wtedy zapytał, który mamy teraz rok?
Okazało się, że Grigor i w tej chwili nie wiedział, w którym roku ery chrześcijańskiej żyje obecnie.
Grigor był zupełnie zbity z tropu i patrzył tępym wzrokiem na swego dręczyciela. Fediukowicz spytał go jeszcze:
— A możecie powiedzieć, ile macie palców u rąk?
— Ja prosty człowiek — odparł na to stary — i jeżeli podoba się władzom wyśmiewać się ze mnie, to muszę to znosić.
Odpowiedź ta osadziła trochę Fediukowicza, tembardziej, że i przewodniczący wmieszał się, upominając obrońcę, aby nie zadawał bałamutnych pytań.
Na to obrońca skłonił się z godnością i oświadczył, że ukończył już badanie tego świad-