Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ka. Swoją drogą, odpowiedzi Grigora wzbudziły tak w publiczności, jak i w przysięgłych pewne wątpliwości co do jego zeznań, przez co cel obrońcy został dopięty.
— Prócz otwartych drzwi, wszystko prawda, co mówił — zawołał ze swego miejsca Mitia. — Że hodował mnie dzieckiem, a teraz przebaczył mi, żem go pobił, za to wdzięczny mu jestem, a sam zaświadczam, że uczciwy był przez całe życie, a ojcu memu wierny, jak osiemset pudlów.
— Oskarżony! proszę się powściągać w mowie — zawołał srogo przewodniczący.
— Cóż to! czy ja pies? — warknął oburzony Grigor.
— Jeżeli nie ty, to z pewnością ja — krzyknął znów ze swego miejsca Mitia. — Postępowałem jak pies i z tobą i ze starym Ezopem.
— Z kim? z kim? — pytał surowo przewodniczący.
— Z moim ojcem, Fedorem Pawłowiczem.
— Sam sobie tylko pan szkodzi takiem zachowaniem się — zgromił go znowu przewodniczący.
Podobnie również odbyło się badanie świadka Rakitina, którego zeznania były także bardzo obciążające dla Miti. Okazało się wtedy, jak zadziwiająco prędko zaznajomił się obrońca z najdrobniejszymi szczegółami, dotyczącymi swojego klijenta. Rakitina uważał prokurator za pierwszorzędnej wartości świadka. Okazało się istotnie, że człowiek ten wiedział wszystko i o wszystkiem. Wszędzie był, z każdym rozmawiał, wszystko widział. Wprawdzie tak samo, jak inni nie