Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tłuczek, którym miano dokonać morderstwa, koszula i tużurek Dymitra, również splamione krwią, także skrwawiona chustka, zaskorupiała już zupełnie i pożółkła. Dalej koperta w której złożone były pieniądze dla Gruszy i wstążeczka, służąca do jej związania.
O godzinie dziewiątej sąd zjawił się w komplecie. Przewodniczący, człowiek lat około pięćdziesięciu, siwiejącymi krótko przystrzyżonymi włosami, przyozdobiony był wstęgą niewiadomo jakiego orderu. Prokurator był nadzwyczaj blady, prawie zielony, zdawało się, jakby schudł przez jedną noc, przygotowując się do swojej mowy. Przewodniczący rozpoczął rzecz, zapytując prystawa, czy wszyscy przysięgli są obecni? Było ich dwunastu. Czterech drobnych urzędników, dwóch kupców, sześciu chłopów i mieszczan. Patrząc na nich, wiele osób z publiczności zadawało sobie pytanie, jakim sposobem ludzie, tak mało oświeceni, będą w stanie wydać wyrok, w sprawie tak skomplikowanej? Co mogą wiedzieć o psychologicznej stronie procesu ci kupcy, urzędnicy, a zwłaszcza ci chłopi? Mimo jednak tego niepoczesnego wyglądu, twarze przysięgłych wyrażały powagę i przejęcie się, były też przeważnie posępne i zachmurzone.
Przewodniczący otworzył posiedzenie, ogłaszając obecnym fakt zamordowania tytułowanego radcy, Fedora Pawłowicza, poczem wprowadzono Dymitra. Na jego widok w sali zapanowała taka cisza, że, zda się, słyszećby można przelatującą muchę. Mitia nie wywarł sympatycznego wrażenia. Ubrany był z wyszukaną elegancyą,