Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Che! che! nie głupie z was mużyki, — zaśmiał się oficer, zataczając się już niepewnie. Alosza dolewał mu zaraz gęściej, a gdy się przekonał, że wódka zrobiła swoje, udał się na poszukiwanie naczelnika etapu. Poznał go, raczej domyślił się po przebiegłej twarzy i szepnął, przechodząc mimo.
— Gerasim Mikołajewicz?
Etapowy spojrzał nieufnie.
— Jestem bratem Iwana Fedorowicza.
Etapowy dał mu znak ręką, by poszedł za nim na górne piętro, tam porozumieli się.
Przekupienie żołnierzy, strzegących więźniów, przyszło już bez trudności, każdy z nich dostał po kilkadziesiąt rubli, za co pozwolili Dymitrowi przejść na górne piętro; nie przeczuwali zresztą ucieczki i sądzili, że chodzi tylko o chwilkę rozmowy. Dymitr nie wiedział także, na czem opiera się plan Aloszy, nie byłby się bowiem zgodził.
Naczelnik etapowy dostarczył już był klucza od kajdan, żądając tylko, aby cała rzecz odbyła się w czasie jego chwilowej nieobecności; za powolność swoją otrzymał 5 tysięcy rubli. Alosza dostarczył Dymitrowi chłopskiego ubrania zupełnie takiego, jak to, w którem sam przyszedł.
Gdy wszystko już było gotowe, Alosza rzekł:
— Czas już Mitia, Grusza czeka na ciebie i musi być niespokojna.
— A ty, bracie?
— Nie możemy wyjść razem, bo zwróciłoby to uwagę — odparł Alosza, odwracając głowę dla ukrycie zmięszania.