Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wesół. A teraz, jak zacznie chodzić po pokoju, a włosy palcami rozgarniać, to już wiem, że coś ma na sercu.
— I naprawdę nie kazał mi mówić, że Iwan do niego chodzi? — pytał Alosza.
— Ależ naprawdę, ciebie najbardziej boi się i przed tobą największy sekret. Niech się już raz nieszczęsna dowiem, co mi sądzono.
— Więc myślisz, że sekret ten ciebie dotyczy?
— Nie wiem, ale kto wie, może i mnie. Porzucić mnie pewnie chce, a powiedzieć nie śmie. Zmówili się wszystko troje na mnie, on, Iwan Fedorowicz i Katia. Wciąż mówi o Kati, że ona taka i taka, znaczy, że to ja gorsza jestem, i pozbyć się mnie chce. Mówił mi raz, że Iwan kocha Katarzynę, wiem, że często do niej chodzi. Powiedz mi, Alosza, czy to prawda? Czy naprawdę kocha się w niej.
— Kłamać ci nie będę, — odparł Alosza. — Iwan, zdaniem mojem, nie kocha Katarzyny.
— A co! nie mówiłam. Kłamie przedemną, bezwstydny! Zazdrosnego udaje, aby się mnie tylko pozbyć. „Ty, — powiada, także wierzysz, że ojca zabiłem”. Takie rzeczy mnie mówi. Bóg z nim. Ale niechno poczeka. Posłyszy odemnie ta jego Katieńka słóweczko jedno. W sądzie powiem jutro, na głos. Wszystko powiem. — I znowu rozpłakała się.
— Powiem ci jedno! Gruszeńka, — rzekł Alosza, wstając z miejsca. — Dymitr kocha tylko ciebie, kocha nad wszystko na świecie, już ja go znam i możesz wierzyć memu słowu. O sekret jego