Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czole jej ukazała się pierwsza zmarszczka, rysująca się pionowo między brwiami, co nadawało chwilami pięknej jej twarzy wyraz prawie surowy. Mimo to wszystko, i mimo nieroztrzygniętego jeszcze procesu Miti, nie straciła Grusza tej swojej młodzieńczej radości życia, która i pierwej stanowiła w niej tak wielki powab. Przycichła tylko trochę, oczy jej złagodniały, chociaż i teraz błyskał w nich niekiedy złowieszczy ogień, przypominający dawne płomienie. Działo się to wtedy, gdy kto wspomniał przy niej imię Katarzyny Iwanownej. Zazdrosna była strasznie o Katię, bredziła o niej nawet w gorączce. Nie było do tego przecież żadnej przyczyny, bo Katarzyna trzymała się z daleka i nie odwiedziła ani razu Miti w więzieniu, mimo, że miała do tego sposobność. Aloszy zato okazywała Gruszeńka zupełne zaufanie i co chwila zasięgała jego rady.
Wszedłszy do niej, Alosza zastał u niej Maksymowa, który od przyjazdu z Mokroje, zagościł już na stałe w jej domu. Starowina leżał na wpół na ceratowej kanapie, obok niego na stole rozrzucone były karty, widocznie zabawiali się oboje z Gruszą grą w durnia.
Bezdomny starowina nie miał w istocie kątka, gdzieby się mógł przytulić. Przyznał się do tego Gruszy, dodając, że dotychczasowy jego dobroczyńca Kałganow, powiedział mu otwarcie, że dłużej go u siebie trzymać nie będzie i dał na pożegnanie pięć rubli.
— No! to Bóg z tobą, zostań u mnie, — powiedziała mu Grusza, a po tem zapomniała prawie o nim. Mimo to, sługi pamiętały o Ma-