Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

re pożyczył pan u przyjaciela swego, Perchotina, oddawszy mu w zastaw pistolety.
— Tak jest; panowie, zastawiłem swoje pistolety, zaraz po powrocie do miasta.
— Więc pan wyjeżdżałeś?
— Wyjeżdżałem, a wy panowie nie wiedzieliście o tem? Widzicie!
Prokurator i sędzia spojrzeli po sobie.
— Czy mógłbyś pan opowiedzieć nam systematycznie cały przebieg owego dnia? — zaproponował sędzia.
— Ależ i owszem. Czemuż nie żądaliście tego odemnie wcześniej. Właściwie, jeszczeby dla was było lepiej, gdybym rzecz całą zaczął od poza wczorajszego dnia. Poszedłem najpierw do kupca Samsonowa, dla pożyczenia od niego trzech tysięcy rubli.
— Przepraszam, — przerwał prokurator, — czy nie mógłby pan objaśnić nas, dlaczego chodziło panu mianowicie o trzy tysiące rubli?
— Ech! panowie. I znowu zaczynacie gubić się w drobiazgach. Jak? Kiedy? dlaczego? Czemu tyle, a nie tyle pieniędzy? I poco to? Czemu tyle a nie tyle pieniędzy? I poco ta cała babranina? Do czego was doprowadzi? Jeśli tak dalej pójdzie, to trzy tomy zapiszecie tą jedną sprawą, a i tak nie wystarczy wam to jeszcze i będziecie musieli dodać epilog.
Słowa te wypowiedział Mitia trochę niecierpliwie, ale tonem człowieka ożywionego najlepszemi chęciami i pragnącego wypowiedzieć całą prawdę.
— Panowie, — podchwycił on znów, — wierz-